Jako, że nie byłem w stanie sam pobiec Winter Spartan Race, ogłosiłem na FB konkurs na sprawozdanie z Winter Spartan Race. Na blog wybrałem jedno z nich, które najlepiej odzwierciedla to co działo się na trasie. Sprawozdanie jest napisanie przez Przemka, który 5 razy w tygodniu uczęszcza do mnie na zajęcia CrossFit. Miłego czytania !
Pod sprawozdaniem znajdziecie też videorelację by Marek oraz fotorelację.
Sprawozdanie z Winter Spartan Race
Zimny Spartan Race – veni, vidi, vici
24 stycznia 2015 w Jasnej na Slowacji odbyl sie pierwszy w historii zimowy Spartan Race. Wyscig, ktorego popularność rośnie w naszej częsci świata miał przyciągnąc w Tatry blisko 2400 uczestników.
630AM to stan umysłu
Pomysł startu w imprezie zrodził się jesienią, w elitarnej (jak lubimy o sobie myśleć) grupie stałych bywalców zajęć Crossfit Beginners w CrossFit 72. Poza boskimi ciałami charakteryzuje nas to, że od blisko roku, 5 razy w tygodniu trenujemy każdego ranka o 6:30. Jako iż samo dobrowolne wstawanie o tej porze nie jest postrzegane jako normalne, szybko zawiązała się grupa chętnych do startu. Pod przywództwem Marka O, sprawnie zorganizowaliśmy się na FB i zarejestrowaliśmy zespół „72D630AM”. Przygotowania do startu szły pełną parą, a w międzyczasie dołączyli do nas ‘kandydaci do teamu 630AM’ z grupy Crossfit Starters z zajęć o 6:30 i paru innych bywalców klubu. Niestety, nie wszystkim udało się dotrwać do startu i zabrakło nam takich gwiazd jak Wojciech zwany Cross-Machiną czy Sebek.
Zgodnie z planem ekipa 23 uczestników zjwiła się o 5:45 w Sobote pod Makro w bojowych nastrojach.
Misja
Cel misji był jasny: ukończyć pierwszego zimowego Spratana (5+ km, 15+ przeszkód). Dodatkowym elementem misji, do którego podeszliśmy równie poważnie było znalezienie męża dla Anny K. Podróż na Słowację upłynęła więc na uszczegóławianiu wymagań (wiek do 30tki, wysoki, inteligentny, zabawny, crossfiter, bogaty, min 30 burpees w minute) i ustalaniu taktyki (zarówno selekcji kandydatów jak i biegu).
Jasna pełna niespodzianek
Przed samym startem czekało nas parę niespodzianek.
Pierwsza była taka, że bus miał 19 miejsc, a nas było troche więcej. Na szczęscie część ekpiy postanowiła jechać własnym samochodem. Drugą był Pan kierowca busa, który nie miał pojęcia ani gdzie się wybiera ani, że jedzie ze Spartanami – więc wystąpił odziany w garnitur. Szybko przekonał się, że czeka go raczej wesoła wycieczka.Na miejsce dotarliśmy punktualnie o 9:00, więc kierowca zmieścił się w time capie, jednak słowacka policja zaprosiła nas do zaparkowania jakieś 8km od startu imprezy. Na szczęscie organizatorzy zapewnili autobusy, ale po dotarciu do rejestracji została nam tylko godzina do startu.
Największym rozczarowaniem była zbudowana z lodu meta biegu. Na zdjęciach którymi zachwycaliśmy sie wszyscy dzien wczesniej wydawała sie olbrzymia. W rzeczywistości miala tylko pare metrów wysokości.
Organizatorzy zrehabilitowali się tym, że sprowadzili do Jasnej pomysłodawcę Spartan Race – Joe De Sena.
3, 2, 1 poszli…
Nasz 250 osobowy heat wystartował o 10:30 zaraz po grupach elite. Podobnie jak na Spartanie w Krynicy czekał nas podbieg, a raczej żwawy spacer w górę. Już po kilkuset metrach i pokonaniu pierwszej przeszkody (skok przez stog siana) stanęliśmy. Przed nami był tunel, przez który przepływał strumień. Jako iż był dość wąski i niski, zrobiła się w nim kolejka jak po odbiór spartaskiego browara. Oprócz paru odważnych którzy pobiegli przez wodę, towarzystwo skakało ostrożnie po kamieniach. Od tego miejsca, droga wiodła już tylko w górę.
Na trasie pojawiło się pare nowych przeszkód których nie było w Krynicy. Był test pamięciowy, gdzie każdy uczestnik na podstawie 2 ostatnich cyfr swojego numeru startowego miał przypisane hasło które musiał zapamiętać. Pewną modyfikacją rundki z 20kg workiem piasku, był zjazd na sianie z workiem piasku i wniesienie go na góre.
Gdy po przeczołganiu się pod drutem kolczastym ujżałem stacje kolejki, pomyślałem że nie możliwe jest abyśmy zaraz mieli zbiegać w dół. Minęło dopiero 40 minut od startu.
Na kolejnych dwóch przeszkodach wielu musiało przystanąc na karne burpees. Małpi gaj był stosunkowo trudny: rurki miały sporą średnicę i były oblodzone, więc cięzko było sie utrzymać. Kilkaset metrów dalej czekało na nas pytanie „Jak sie nazywasz”. W moim przypadku prawidłowa odpowiedz brzmial „Ctibor2831” – czyli hasło ktore przypisano mi pare kilometrów niżej. Kto nie zapamiętał, spalił dodatkowe 33kCal.
Czy ta góra się nie skoczy?
Od tego momentu, zaczął się atak szczytowy. Po wyjściu z lasu, jedyne co było widać to zasypaną po kolana drogę w górę. Ten fragment przysporzył sporo problemów mniej wprawionym Spartanom. Sam przerobiłem spory słownik brzydkich słów w różnych językach starając się podtrzymać swoją motywacje. Sypał śnieg, wiał wiatr, nogi zapadały się po kolana, a końca nie było widać. Po godzinie i 12 minutach od startu, czując już pewne zmęczenie zobaczyłem górną stacje wyciągu na Chopoku. 4km podbiegu i blisko 600m róznicy poziomów dały się we znaki. Tu czekała miła niespodzianka: ciepła herbata od organizatorów. Odtąd droga wiodła już tylko w dół, a że herbata i żel energetyczny sprawiły cuda ruszyłem z kopyta.
Jazda w dół, czyli dupa zbita
Bieg w dół odbywał się w jeszcze cięższych warunkach. Co prawda ścieżka wiodła tuż przy nartostradzie, ale widać było że ta część nie była ratrakowana od wielu dni. Nogi zapadały się w śniegu po uda. Szybko odkryłem, że najlepszą strategią jest bieg dużymi krokami. Ci którzy ten fragment postanowili przejść co chwile tracili równowagę w zaspach.
Następnie na zawodników czekała modyfikacja przeszkody z włóczniami. Gdy dotrałem do tej stacji widziałem grupe z 20 osób robiących burpees. Szybki rzut śnieżką w tarcze i ruszyłem dalej. Od tąd stok był bardziej ubity, ale był tak stromy że najlepszą strategią okazał się zjazd na tyłku w stylu klasycznym. Myśle ze przynajmniej z 500m w biegu pokanałem własnie tą techniką. Częśc trasy wiodła tuż obok czynnego orczyka, a że trasa pod nim była pokryta lodem zjazd na pośladkach w dół był najlepszy. Miny narciarzy na których jedzie banda szalonych Spartan – bezcenne.
Zaliczyliśmy przy tym klika nowych przeszkód (noszenie drewna, triceps bar) i Spartaskich klasyków (śliska ściana, sciana 2,5m, siatka na moście, ogień). Po 22 minutach od wypicia herbaty ujżałem lodowy pałac który był metą biegu. Z radości wykonałem tryiumfalny przejazd na pupie i odebrałem medal Winter Spartan Race, oraz pierwsyz do kolekcji kawałek medalu Trifecta.
Każdy ma swoją strategię
Jak się okazało po biegu, w zespole zrodziło się parę strategii:
– Kamil – gonił Petera Ziske
– Ania – stwierdziła że sam Spartan to za mało, wieć postanowiła zrobić jeszcze AMRAP burpees – których za kare wykonała 90. Na dodatek, tak spodobał się jej zjazd pod orczykiem, że zgubiła drogę
– Ja – postawiłem na zero burpees i trzymanie równego tempa, starałem się także dobiegać do przeszkód przed tłumem – bo tu marnuje się cenne minuty
– Piotr – stwierdził, że on on to w zasadzie przyszedł na spacer i mu się nie spieszy. Na szczycie zapoznał Justynę, więc do mety dotarł po 2,5 h 😉
Szcześliwie jednak wszyscy do mety dotrali.
Wyniki
Wstydu nie było 😉Najlepszy z naszej ekipy ukończył zawody w 1:22:07. Zdecydowana większość ukończyła bieg w pierwszych 1200 – wiec wyprzedziła polowe uczestników. Największa niespodzianka było to, ze zespól w składzie Bartek G, Kamil K, Andrzej K, Piotr K zdobyli 9 miejsce w kategorii Teamow.
What goes in Sparta, stays in Sparta
Jako iż po biegu należało uzupełnić płyny i braki energetyczne Matusz P podzielił się swoich jabłkowym wynalazkiem o nazwie „Spartanski Bimber”. Od tego momentu impreza wkroczyła na inne tory. Jednak na tą część spuszczę spartanska zasłonę milczenia.
Przemek











Więcej o Spartan Race znajdziecie pod linkiem: www.spartanrace.pl