Zacznę od tego, że wszystko miało być na spokojnie. Mieliśmy trzymać się w naszej 4 osobowej drużynie i bez żadnych spięć powoli przebiec cały dystans nie przejmując się czasem, ani niczym innym. Było inaczej. Na start przyjechałem prawie spóźniony, a moja drużyna w składzie Przemek, Wojtek i Tomek już na mnie czekała. Razem z nami był mocny support team z psami włącznie. Wszyscy z drużyny to moi podopieczni z zajęć CrossFit, które prowadzę każdego dnia o 6:30 rano. Stąd nasze wyszukane koszulki 🙂 Żaden z nas nie przygotowywał się do biegu treningiem objętościowym. Wszyscy trenują CrossFit, a biegi w okolicach 5 kilometrów to największe szaleństwo jakie popełniamy. Osobiście postanowiłem dodać dużo krótkich podbiegów do treningu, co później się opłaciło.
Wystartowaliśmy o 10:00. Wersja optymistyczna ukończenia miała wynosić między 4 a 5 godzin, natomiast wersja hard (biorąc po uwagę bieg na 5 km dzień wcześniej) nawet 7 godzin. I tak naprawdę, mogło być zaskakująco dobrze. Dlatego, że trasa wcale nie wynosiła 21 km jak na to wszyscy byliśmy przygotowani. Organizatorzy podają 24 km, niektórzy z biegnących z urządzeniami pomiarowymi mówili nawet o 27 km. Różnica pomiędzy 21 km a 27 km jest spora i jak nie ma większego znaczenia czy przebiegniemy 5 czy 8 km, tak przy dłuższych dystansach każdy dodatkowy kilometr ma znaczenie.
Z uśmiechami na twarzach wystartowaliśmy. Nie było nas bardzo dużo, zdarzały się kolejki już przy pierwszych przeszkodach, ale każdy wiedział, że niedługo się to zmieni. Jako, że nie mieliśmy zamiaru się ścigać ustawiliśmy się w końcówce stawki, pozwalając powalczyć tym, którzy po to przyjechali.
Jak możecie zauważyć, każdy z nas miał plecak, a w nich nie tylko mieliśmy wodę. Kilka razy sam usłyszałem, po co mi taki duży bagaż od osób, które biegły bez niczego. Jednak specjalnie przed biegiem uprzedziłem całą drużynę, że woda jest niezbędna, sam razem z firmą ALE zapewniając jedzenie w postaci żeli oraz magnezu przeciwko skurczom. Trasa tej długości to nie żarty.Podczas tego typu biegów, organizowanych po raz pierwszy, nie można być pewnym niczego. Woda, żele, banany, czekolada podczas biegów ulicznych to standard. Zdarza się często, że podczas 10 kilometrowych biegów są stoły z wodą i izotonikami. Podczas dłuższych biegów spotkamy już pożywienie. Niestety, nie myliłem się i zabranie plecaków uratowało nie tylko nas, ale o tym za chwilę.
Kontrola musi być. Dla Szamana to również był dzień pełen emocji. Bez spania, cały czas nas dopingował i wypatrywał wzrokiem. Na końcu zobaczycie ile go to kosztowało energii jak na 11 letniego dziadka 😉
Przeszkoda powyżej nie należała do najprzyjemniejszych. Jednak była na początku, więc każdy z nas miał odpowiednio na nie dużo siły.
Tunele, przejścia pod mostami i innymi przeszkodami były standardem i nie sprawiały większych kłopotów.
Przy niektórych przeszkodach tworzyły się kolejki. Dlatego jeśli masz zamiar się ścigać, ustaw się na starcie na początku stawki i pruj do przodu, żeby w nich nie stać.
Jednak z przeszkód, którą było bardzo trudno pokonać samemu. Było ich później dużo więcej między innymi 3 metrowe ściany.
Błotko było całkiem przyjemne.
Wielkie szpule na kable również nie były łatwe do pokonania w pojedynkę. Można było jednak liczyć na pomoc, a osoby które pokonywały przeszkody z pomocą i biegły dalej należały do rzadkości. Jeśli dostałeś pomoc, musiałeś dać ją następnym.
Paweł z ewidentnym uśmiechem satysfakcji na twarzy, zapewniając nas, że hardcore to dopiero będzie później.
Woda, a później krzaki. Duże ilości krzaków. Hardcore krzaki. Ale o tym przy końcu wpisu 😉
Zdjęcia naszego Support Team, który kibicował nam z kamienistej plaży 😉
Pierwszy żel wszedł po godzinie i każdy następny po 30 minutach. Żele popijaliśmy 100/150 ml wody. Osobiście korzystałem już z żeli firmy Ale, więc wiedziałem z czym mam do czynienia. Idealna konsystencja oraz smak. Ulubiony to smak coli z dodatkiem kofeiny 🙂 Oprócz żeli miałem ze sobą Hydrosalt, który na 20 kilometrze uratował mnie przed falą dużych skurczy. Podczas ostatniego podbiegu zacząłem mieć skurcze w udach, z czym Hydrosalt bardzo dobrze sobie poradził. Rozdawałem go również innym uczestnikom biegu, tym którzy leżeli na trawie z bólu i nie mogli biec dalej. Produkty Ale uratowały nie tylko nas ale i innych uczestników biegu.
Zdjęcie zrobione przez przypadek 😉 UNBEAKABLE !
Podczas biegu używałem swojego starego NIKONA AW 100, który oprócz baterii ( zawiodła mnie na ok 15 km ) sprawdza się znakomicie w takich warunkach. Jego test znajdziecie pod TYM linkiem.
I właśnie tutaj zaczął się HARDCORE. Podejście pod górę. Nie jedno podejście.
Na górze czekały na nas dwie przeszkody oraz w końcu stacja z wodą oraz żelem (ok 12 km).
Przepraszam, stacja z izotonikiem oraz żelem. Po przeczytaniu firmy produktu (ActivLab) błyskawicznie stwierdziłem, że nie będę ryzykował i zostanę przy swoich żelach ALE. Te dwie firmy to całkowicie inna półka suplementów i nie chciałem poddawać moje ciało próbie tej z niższej. Izotonika napiłem się dosłownie kilka łyków i zostawiłem go za jakiś czas. Jak się później okazało zrobiłem bardzo dobrze. Jeden żel był również dodawany do pakietów startowych dlatego więc na następny dzień, kiedy uzupełniałem starty energetyczne, spróbowałem jednego z nich. Musze przyznać, że był to jeden z najobrzydliwszych żeli jakie miałem w ustach. Słono gorzki o ostrym smaku. Poleciał do kosza, dobrze, że miałem swoje żele podczas biegu.
Po pierwszym podbiegu zjechaliśmy na dół kolejką. Przed wejściem na nią dostaliśmy zadanie matematyczne. Jednak organizacyjnie nie było wszystko dobrze zapięte, gdyż ani nie zrozumiałem o co w nim chodziło, ani nikt ode mnie rozwiązania nie wyegzekwował.
Po zjechaniu na dół, podbieg numer dwa i pierwsze kryzysy. Było naprawdę ciężko. W tym też momencie nasza grupa rozczepiła się na dwa oddziały. Przemek z Tomkiem popruli do przodu, ja z Wojtkiem zachowaliśmy spokojniejsze tempo.
W trakcie zbiegania w dół po drugim podbiegu mieliśmy do wykonania kilka zadań. Worki z piaskiem u góry, na dole belki do przenoszenia.
Kilka przeszkód w drodze na dół, a później znów podbieg. Dużo łagodniejszy, ale przez to niestety dłuższy. W tym też momencie padła mi bateria w aparacie, dlatego poniższe zdjęcia zawdzięczamy tylko i wyłącznie naszemu support team. Dziewczyny, dziękujemy !
Ostatni zbieg był zakończony zjazdem ze zjeżdżalni prosto do wody co możecie zobaczyć na tym filmiku:
https://instagram.com/p/3WKEv2Aetc/?taken-by=grzegorzpiekarczyk
oraz tym
https://instagram.com/p/3WQufeAep8/?taken-by=grzegorzpiekarczyk
Powyższa przeszkoda była jedną z gorszych. Nie dość że łańcuchy były wysoko, to jeszcze były to łańcuchy, a nie liny. Mokre ręce spowodowały to, że nigdy w życiu niczego tak mocno nie ściskałem. było naprawdę nieprzyjemnie.
Miejsce za zjeżdżalnią na około 20 kilometrze było również miejscem gdzie znajdowała się druga stacja z wodą, jednak niestety nie dla wszystkich. Biegliśmy tylko 30 minut za Przemkiem oraz Tomkiem i dla nas, wcale nie ostatnich, którzy wystartowali (ostatni start był o 10:30) wody już zabrakło. Największe przewinienie podczas biegu. Nie tylko to, że jej zabrakło, ale również to, że były tylko dwie stacje z wodą, a tak naprawdę jedna z izotonikiem, a druga z wodą. Hardcore może być hardcore, ale nie jeśli zagraża to bezpieczeństwu.
Po tych kilku przeszkodach, które były pod górą na Zarabiu zaczął się KRZAKI HARDCORE. Dosłownie. Kilka kilometrów buszu, przez który wzdłuż brzegu musieliśmy się przedzierać. Nie dało się biec. Nie było przeszkód tylko pełno drzew do przeskoczenia, zarośli do pokonania. Straciliśmy tam mnóstwo niepotrzebnego czasu. Wystarczyło wytyczyć trasę poza krzakami, gdzie liczyłby się bieg na już dość dużym zmęczeniu, a nie przeczesywanie przyrzecznych krzaków. Naprawdę nie dało się biec, szczególnie jeśli ktoś był cały czas przed Tobą. Po wyjściu z krzaków czekała nas chyba najgorsza przeszkoda.
Kontenery z lodem. Nie jeden, tylko dwa. Ciężko opisać to uczucie, ale było one zbliżone do eksplozji w głowie, co możecie zobaczyć na poniższym filmie:
Po kontenerach był ogień, kilka szpuli i parę przeszkód więcej, a na samej mecie futboliści, którzy byli do ogarnięcia. Kilka ostatnich kilometrów naprawdę się dłużyło i nawet na bardzo dużym zmęczeniu bieglismy byle tylko dobiec do mety.
Nasz team w składzie
Przemek, Tomek, ukończyli bieg w 5 godzin i 45 minut
natomiast w składzie
Grzegorz, Wojtek w 6 godzin i 20 minut.
Zanim zobaczycie zdjęcia Support Temau, ktrótkie podsumowanie:
PLUSY
– bardzo ciężka trasa
– dobrze oznaczona trasa
– sprawna forma zapisów
– możliwość zapisów do drużyny przez każdego indywidualnie
MINUSY
– brak stacji z wodą oraz pożywieniem – nie do wybaczenia
– długa trasa w krzakach, która niepotrzebnie wydłużyła całą zabawę
– niektóre przeszkody niemożliwe do pokonania w pojedynkę
– cienkie łańcuchy zamiast lin
Poniżej zdjęcia Support Teamu, który dołożył wszelkich starań, abyśmy ukończyli ten bieg wspierając nas gdzie tylko się dało. Bardzo WAM za to dziękujemy : )
Jak był to ciężki dzień przedstawiają najlepiej zdjęcia naszego Szamana (fanpage tutaj😉 w samochodzie podczas drogi powrotnej.
Po przyjeździe do Krakowa uzupełniliśmy wszelkie straty energetyczne ; )
Na koniec chciałbym podziękować serdecznie firmie ALE za żele oraz magnez który uratował życie nie tylko nam, ale nawet niektórym na trasie. Pomimo amatorskiego biegu dostaliśmy wsparcie, którego bardzo potrzebowaliśmy. Polska firma, za którą stoją Polscy sportowcy. Fakt tego jak dobre są to produkty można odczuć próbując kupić je w większych ilościach. Wszystkie produkty Ale bardzo szybko znikają z półek a żele energetyczne są jednymi z najchętniej wybieranych przez biegaczy. Więcej na temat produktów ale znajdziecie na stronie ALE Energy: