Tekst przygotowany przez Kasie Baranowską, która wzięła udział w French Throwdown. Jeśli jesteś zainteresowany/a umieszczeniem na blogu swojego tekstu, zapraszam do kontaktu – szukamy nowych autorów.
Uwaga relacja z zawodów!
W związku z tym, udało mi się uczestniczyć w super crossfitowej imprezie, a niestety nie mogli pojawić się tam znakomici polscy blogerzy, pokuszę się o krótką ( akurat.. ;)) i subiektywna relacje z zawodów French Throwdown. Być może ktoś chciałby przeczytać.
Zawody odbyły się w Narodowym Instytucie Sportu w Paryżu (INSEP). Jest to duży kompleks obiektów sportowych (hala lekkoatletyczna z torem kolarskim, basen olimpijski, stadion lekkoatletyczny i wiele więcej) znacznie oddalony od centrum Paryża i dobre 45 minut marszu od ostatniej stacji metra. Organizator stanął w tym roku na wysokości zadania i z tejże ostatniej stacji metra do miejsca imprezy kursował autobus między 7 a 11 rano. Podejrzewam, że był darmowy, ale nie będąc rasowym blogerem- nie sprawdziłam tego 🙂
Startując w Teamie (Crossfit Hostilius French Invictus Team) miałam okazję poobserwować i doświadczyć na własnej skórze cóż to były za zawody- French Throwdown 2015.
Mój Team w składzie Fred, Guillaume, Sophara i ja, zajął 7. miejsce. Do finału wchodziło 6 mimo, iż zapowiadano, że w finale przygotowano miejsca dla 8 teamów. Trudno, oczywiście apetyt był duży, ale rzeczywiść, duża konkurencja i słabości, które ma każda drużyna zweryfikowały wszystko. Bardzo mocno obsadzona dywizja- zawodniczki z tegorocznych Regionalsow w teamach, ekipy wyśmienitych atletów przyjechały z całej Europy: Szwecji, Danii, Anglii, Hiszpanii, Portugalii, Włoch, Niemiec.
Chciałabym w tym miejscu zdemontować przekonanie, że w teamach zawodnik się nawet nie zmęczy. Niestety 😉. WODy mają inny charakter- sprinterski i na to się trzeba przygotować. Następnym razem będę wiedziała. Dobre doświadczenie, ogromna motywacja do walki, wspólne zmagania – pięknie! Pomimo problemów z komunikacją (słabo z angielskim u moich kamratow, a ja po francusku nic, a nic) udało nam się bez większych problemów ukończyć wszystkie WODy. Nie będę ich opisywać, bo baaardzo długo trwał zawsze briefing dla drużyn, dość powiedzieć, że obciążenia mieliśmy takie same jak kategoria Elite, jedynie ilość powtórzeń do wykonania przez zawodnika było zwykle zredukowana.
Pierwszego dnia wszystkie 3 WODy odbywały się wewnątrz hali sportowej, gdzie temperatura sięgała chyba 40 stopni (nie wiem, nie mierzylam) i brakowało powietrza- mówiąc kolokwialnie. I to był jeden z dwóch sporych minusów które dostrzełam 😉. Temperatura na hali i duszność bardzo dawała się we znaki kibicom, na szczęście piękna okolica stadionu, trawka, cień, paleo bufety rekompemsowaly te niedogodność. Wspomnę, że kibiców nie zabrakło i nie zawiedliśmy się na nich – piękny doping, emocje, atmosfera- Idealnie! Kibice bardzo blisko areny zawodów, co jest niezwykle ważne dla klimatu zawodów i samych zawodników. Podobno (zdaniem organizatora) przybyło 1500 osób, aby oglądać tegoroczne zmagania. Fajnie! Po pierwszym dniu następowała pierwsza redukcja zawodników- tak zwany 'cut of’.
Drugiego dnia WOD 4 zaczynał się pływaniem, następnie pull -upy na rigu outdoorowym, pistolsy i 400m biegu na stadionie lekkoatletycznym. Po tym WODzie kolejny cut-of. WOD 5 rozegrany również w plenerze: DU oraz drabina snatchy- i ostatnia redukcja atletów. WOD 6 FINAŁ odbywa się w hali- pozostało 6 teamów i po 10 zawodników i zawodniczek Elite oraz Masters. Finał to oddziela historia, niestety. Niestety, bo zapowiadało się pięknie. Do tej pory wszystkie konkurencję przemyślane, dobrze się oglądało, a tu klops! Miała być bomba, a wyszedł niewypał. A szkoda. Sled w roli głównej – nie chciał się przemieszczać po gumowej podłodze, ani nie dało się do pchać, ani w kolejnym zadaniu ciągnąć 10-metrową liną. Największe zdziwienie zawodniczek Elite (w tym 3 z tegorocznych Regionalsow), gdy na rozgrzewkę miały popchnąć pusty sled. Konsternacja na arenie i na widowni 😉Przez pierwszą minutę żadna nie ruszyła sleda nawet o centymetr, a później wcale nie było lepiej, ale to nic – to jest crossfit, trzeba sobie radzić 😉 Pomiędzy ciężkimi rundami walki ze sledem zawodnikom zafundowano coś z crossfitu. Dla przykładu kobiety Elite: 21 thrusters 50 kg, 15 cleans 70kg, 9 Deadlift 90kg- chyba 90kg , bo żadna kobieta tam nie dotarła. 1 zawodnik Elite ukończył finał w czasie (time cap 10 min) 🙂 Trudno, następnym razem będzie lepszy finał.
Co do organizacji to napisze, że wszystko było dopięte na ostatni guzik, sędziowanie na wysokim poziomie, sędziowie w większości mówili po angielsku 😉, strefa rozgrzewki bardzo duża, chociaż jak na 255 startujących przydałoby się kilka sztanga więcej . Opieka fizjoterapeutyczna, baseny z lodowata wodą- standard. Organizacja fantastyczna, gdyby nie to, że poślizg sięgnął trzech godzin. Impreza miała się zakończyć o 17, a finał teamów zaczął się o 20 😉 No tak, duża impreza może się czasem rozjechać- francuska precyzja 😉 I to jest drugi spory minus, który dostrzegłam, ale oczywiście wybaczamy 🙂
Bardzo fajny pomysł, chociaż czasochłonny, to wyczytywanie z imienia i nazwiska atletów którzy 'odpadają’ z zawodów. Każdy miał więc swój moment, brawa i podziękowania organizatorów – za to wielka Piona ✋
Polecam, polecam, polecam wybrać się do Paryża aby zobaczyć właśnie te zawody, albo jeszcze lepiej – wystartować! Obyśmy się tam za rok spotkali 🙂
Big thanks to my French Invictusteam, Max and Aude
TEKST: Katarzyna Baranowska